Jakiś czas temu pogrywałem sporo w ekonoma zwanego Paris. Tym razem kolejny wydawca zabiera nas w inny zakątek Europy, Wenecję. Tytuł również ekonomiczny, jednak mechanicznie całkowicie różniący się od wcześniej wspomnianej francuskiej propozycji. Oczywiście skoro tym razem trafiamy do Wenecji, to muszą być gondole! Tak też jest, nigdy nie spotkałem się z tak ciekawymi komponentami w planszówkach. Wygląd to oczywiście nie wszystko, dlatego przyjrzyjmy się bliżej, jak wypada gra Wenecja od Fishbone Games.
Wenecja
Czas gry: 20 minut na gracza
Wydawca: Fishbone
Wiek: 14+
Wiek według mnie: ograny 10+, nieograny 12+
Liczba graczy: 1-5
Mechanika: pływanie gondolami
Tematyka: Wenecja
Grę najtaniej kupisz tutaj!
Zawartość pudełka:
- plansza
- 5 plansz graczy
- 85 drewnianych elementów graczy
- 10 plastikowych gondoli
- 66 drewnianych znaczników towarów
- 26 kart misji
- 22 karty wpływów
- 27 kart doży
- 5 kart przysług
- 24 karty przemytnika
- 12 płytek budynków
- 45 żetonów monet
- instrukcja
Zasady i wrażenia z rozgrywki
Tym razem klimat gierki jest bardzo interesujący, bowiem zostajemy zabrani do włoskiego miasta gondoli, czyli Wenecji. Pierwsza styczność z takimi komponentami – to musi być abstrakt, nie ma opcji! Potem jednak sięgnąłem do instrukcji i ku mojemu zaskoczeniu był to dość zgrabny ekonom. Przynajmniej tak wychodziło z instrukcji, którą udało mi się przebrnąć dość sprawnie.
Najważniejszym celem rozgrywki jest tutaj klasycznie zdobywanie punktów. Oczywiście w jak największej ilości, bowiem ten, co uzbiera ich najwięcej, wygrywa. Gondole są jednak główną zębatką w całej tej mechanicznej mieszance, dzięki której będziemy otrzymywać wspomniane punkty. Każdy gracz ma do dyspozycji dwie gondole, którymi będzie poruszać po kanałach, płacąc za przepływ i odpalając losowo ułożone budynki na planszy. Oczywiście przy pierwszym „stopie” w danym miejscu musimy wysłać tam pracownika, aby dla nas ciężko pracował.
Z czasem jednak zatrzymując się w takim miejscu, nie będziemy dorzucać nowego pracownika, a ulepszać go, żeby generował dla nas dodatkowe bonusy. Gdy przepływamy przez kanał (nie kończymy tam akcji!) możemy skorzystać z budynku jeśli jest tam ludzik. Dzięki takiemu manewrowi gra powoli się rozkręca, a pierwsze rundy sprowadzają się do rozstawienia się w strategicznych miejscach. Z czasem gdy będziemy mieć pracowników więcej na planszy, będziemy mogli tworzyć łańcuchy produkcyjne/combosy, jak zwał tak zwał. Fajne napędzenie rozgrywki, podoba mi się.
Na budynkach bonusy przyjmują różną formę. Dodatkowy przychód, karty, misje, towary. Czekaj, czekaj, napisałeś misje? A jak! Gondole służą nie tylko do poruszania się i odpalania akcji, ale też do transportowania towarów. Zbierając odpowiedni zestaw towarów, możemy go zawieźć niczym kurier do budynku, który wskazuje karta. Jest to też opcja pozwalająca zdobyć dodatkowe punkty! Kolejnym sposobem, w którym możemy zyskać punkty jest wielka rada – to też otrzymujemy z budynków.
Intryga
Warto tu wspomnieć jeszcze o intrydze, takiej mini walucie, którą płacimy za różne spotkania czy karty – działa ona na naszą niekorzyść, co może skutkować aresztem na koniec gry. Jeśli gra się skończyła, a my ze wszystkich współgraczy jesteśmy najwyżej w wartości intrygi, zostajemy złapani i wyeliminowani z gry! Nie ważne ile udało się zebrać punktów, wypadasz!
Przyznaje, pierwsze dwie rozgrywki szły dość… opornie. Poznawaliśmy grę, combosy i ogólne zasady działania poszczególnych akcji. Niemniej frajda z gry towarzyszyła mi przez cały czas. Graliśmy we dwóch, więc grał z nami trzeci „dodatkowy” gracz w postaci przeszkadzajki. Siadając kolejny raz do stołu, znając zasady i mechanikę grałem o wiele sprawniej, a co za tym idzie, bawiłem się jeszcze lepiej. Są jednak rzeczy, na które mogę narzekać w balansie, ale to w dalszej części tekstu. Ogólne wrażenia mega, zasady trochę pomieszane, ale po ogarnięciu bardzo łatwo komuś wytłumaczyć i grać. Nie ma specjalnych mikro-zasad czy wyjątków, to na duży plus. Nie podoba mi się jednak, że gra dwuosobowa musi odbyć się z wirtualnym trzecim graczem. Bardzo zbędna opcja. Trybu solo nie testowałem jak zawsze!
Recenzja gry Wenecja
W pierwszej kolejności trzeba tutaj pochwalić podejście do wykonania owej planszówki. Gra Wenecja to tytuł piękny i nie można się tutaj ze mną nie zgodzić. Połączenie jasnej kolorowej planszy z plastikowymi gondolami to strzał w dziesiątkę, żeby mnie przekonać. Z drugiej strony jednak taki zabieg wpłynął na ogólną czytelność planszy. Wiele razy zdarzało się, że gondole, bądź ludki zasłaniały akcje czy nazwy budynków. Musieliśmy je przestawiać i sprawdzać, co niekiedy odkrywało, jakie mamy plany, albo gdzie chcemy płynąć. Da się przymknąć oko na to, ale jest to problematyczne, szczególnie przy grze na większą ilość graczy.
Nie samym wykonaniem żyje planszówka
W Wenecję grało mi się bardzo przyjemnie. Nie wiem kiedy ostatnio czerpałem tyle radości z grania w jakiegoś ładnego suchara. Paris to podobna kategoria, zarówno jeśli chodzi o mechanikę jak i cenę, ale nie mam zamiaru tych gier porównywać. Oba tytuły to zestaw fajnych elementów połączonych ze świetnym wykonanie.
Radość z gry, a balans to dwie różne sprawy. Tego drugiego już nie mogę oszczędzić, bowiem jest parę rzeczy, które w grze działają nie najlepiej. Nie mamy tutaj zdefiniowanego czasowego końca gry, więc gra może odbywać się nieskończoną ilość czasu. Jeśli ktoś lepiej rozegra początek rozgrywki, urwie się na trochę, nie ma szans, żeby go dogonić – po prostu się nie da. W takiej sytuacji osoba w ciągu ruchu może robić cały czas takie same łańcuchy akcji, nie tracąc przy tym, a tylko zyskując ogromną ilość pkt.
Nie opłaca mu się też wtedy kończyć rozgrywki, skoro może dalej i dalej kręcić punkty. Reszta gracz wtedy też nie chce kończyć, bo przecież próbuje dogonić uciekiniera. Nie zrobi tego, bowiem tamten gracz jest już zbyt dobrze usytuowany na planszy. Często zdarzało się, że jeden z grających kończył grę tylko dlatego, że nie chciało mu się grać dalej. Kończył tylko dlatego, aby ten wygrywający mógł przestać „kręcić bączki” po mapie zgarniając pełną pulę punktów.
Nieco o balansie
Kolejnym problemem jest balans między budynkami. Często zdarzał się taki układ, że na jedną część mapy nikt nie chciał pływać, więc wszyscy poruszali się po tej samej części, wykonując to samo, tylko w nieco innej sekwencji. Jest to oczywiście ekonom, czyli teoretycznie na tym to polega – kto lepiej zbuduje ekonomię, wygrywa. Dla mnie jednak nie tak powinno to wyglądać.
Niemniej jednak uważam, że Wenecja to bardzo sympatyczny tytuł. Bawiłem się przy niej naprawdę dobrze i nie zwracałem przy nim tak dużej uwagi na to, czy wygram. Najwięcej satysfakcji z gry dawało mi liczenie, pływanie i dobre wykonanie akcji, przy której inni mówili: Wow, ale to super wyszło!
Regrywalość tytułu oceniam na 4 z mocnym plusem. Brakuje tu większej ilości kart zadań i intrygi, jednak losowy układ planszy to fajne rozwiązanie. Skalowanie to już nieco inna bajka – gra skierowana według mnie do grania w trójkę lub więcej. Rozgrywka dwuosobowa pozostawia wiele do życzenia – mało spotkań, a losowy ruch trzeciego gracza (automy) wprowadza niepotrzebny chaos.
Podsumowanie gry Wenecja
Czy polecam Wenecję? Jak najbardziej! Jest to tytuł, którym warto się zainteresować nie tylko z racji świetnego wykonania, ale też dość ciekawej mechaniki gondoli i silniczka, jaki się w niej buduje. Potrzebuje nieco usprawnień, ale i tak dla mnie śmiga na piątym biegu. Osobiście podarowałbym ją komuś, kto zaczyna i poznaje gry o mechanizmach ekonomicznych, a w dodatku często gra w trójkę lub czwórkę. Jeśli gracie w dwójkę, są inne tytuły, które trafią lepiej w wasze gusta i guściki.
Plusy
- Suuuper wykonanie
- Grafiki
- Mechanika
- Gondole <3
- Regrywalność na przyzwoitym poziomie
Minusy
- Rozgrywka w dwójkę
- Nieczytelna plansza
- Średni balans
Przydatne odnośniki
Grę znajdziesz również na Planszeo!
Dziękuję wydawnictwu Fishbone Games za przekazanie egzemplarza recenzenckiego!