Serial Mandalorianin z uniwersum Star Wars to prawdziwy fenomen. Historia Din Djarina, zakutego w zbroję samotnego wojownika i towarzyszącego mu małego przedstawiciela gatunku, do którego należał Yoda szybko stała się jedną z najpopularniejszych. Grogu, właściwie przez wszystkich zwany Baby Yodą, błyskawicznie wprowadził się do szeroko pojętej popkultury. Znajdziemy go na koszulkach, są już figurki Funko pop, a zaraz za nim podąża Mandalorinin.
Star Wars. Mandalorianin
Scenariusz: Rodney Barnes
Ilustrator: Georges Jeanty
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont
Oprawa: miękka
Star Wars. Mandalorianin w wersji serialowej spisuje się świetnie. Znakomicie został w nim wykorzystany jeden z najbardziej znanych westernowych motywów. Samotny rewolwerowiec świetnie wpisuje się w świat Gwiezdnych Wojen, a milczący Din Djarin wręcz idealnie spisuje się w tej roli. Jego duet z budzącym ciepłe uczucia, zabawnym Grogu stał się natychmiast bardzo popularny. Nie bez znaczenia jest tu też oczywiście osadzenie tej historii w jednym z najbardziej znanych uniwersów, jakim są Gwiezdne Wojny.
Co poszło nie tak?
Niestety komiksowa adaptacja wypada naprawdę blado. To co dobrze wypadało na ekranie, bardzo blado prezentuje się na papierze. Jednym z ogromnych atutów, elementem który świetnie budował w serialu klimat była muzyka. Tu ze względów oczywistych jej nie ma. I okazuje się, że strasznie jej brakuje. Dzieje się tak dlatego, bo nasz Mandalorianin to milczek. W telewizji mieliśmy dynamicznie zmieniający obraz i świetny dźwięk, a w komiksie dostajemy pusty kadr.
Star Wars. Mandalorianin to bardzo wierna adaptacja serialu i właściwie połowa kadrów jest pusta. Efekt tego jest taki, ze jeśli nie widzieliśmy serialu, to możemy łatwo się pogubić. A jeśli widzieliśmy, to szybko w lekturę wkrada się nuda
Graficzna przeciętność
Z całą pewnością dałoby się osiągnąć lepszy efekt, gdyby ten komiks był dobrze narysowany. Niestety tak nie jest. Rysunki są bardzo przeciętne, niechlujne i niezbyt dynamiczne. Skoro brakuje klimatu w fabule i nie ma go również rysunkach, to to, co w efekcie otrzymujemy nie ma za bardzo czym przyciągnąć czytelnika.
Ja po dalszy ciąg tej historii z pewnością nie sięgnę, wolę powtórzyć to, co Jon Favreau stworzył na potrzeby telewizji. Komiks zamiast uzupełniać to co dostaliśmy na ekranie, próbuje to wiernie odtwarzać. Niestety nie daje to dobrego efektu.
Za przekazanie komiksu serdecznie dziękuję wydawnictwu Egmont