Łowcy kryształów – recenzja

Pora na pierwszy wpis gościnny. Zawsze chciałem się dowiedzieć jak to jest prowadzić bloga i trochę na prośbę Kuby, trochę na moją mam dzisiaj przyjemność pokazać wam mój wpis.
Z tej strony ekranu Jasiek, chociaż ostatnimi czasy, ludzie częściej się do mnie zwracają Johnny, a przedstawię swoje przemyślenia na temat “Łowców kryształów” zaprojektowanych przez Hexy Studios, a wydanych przez Foxgames.
Przyznam się od razu, że nie jestem bywalcem na blogach o grach planszowych, albo może lepiej sprecyzuję: nie jestem bywalcem na blogach. Coś tam okazjonalnie zdarzy się przejrzeć, ale nie należy to do mojego codziennego rytuału.
Blogowanie zawsze traktowałem jak takie hobbystyczne wywnętrzanie się. Niby nie jest konieczne, żeby się znajdowało w internecie, ale jednak jest i to całkiem popularne. W końcu każdy ma potrzebę przekazać innemu człowiekowi swoje myśli, sam wiem jak to jest kiedy z kimś złapię wspólny temat i mógłbym rozmawiać godzinami. A to, że czasem można znaleźć jakieś przydatne informacje tu i tam, to taki wbudowany bonus. I zdaję sobie sprawę, że takie myślenie jest trochę krzywdzące, za co przepraszam, bo jednak w czasach zalewu informacji dobrze przygotowany tekst jest na wagę złota, szczególnie jeśli promuje coś co posiada w mojej duszy specjalne miejsce, czyli gry planszowe.
Dokładając do tego ciągły brak czasu na wszystko, bardzo często spotykany problem obecnie, sprawia że jakby nie patrzeć jestem blogowym laikiem.

Z tych powodów to nie będzie “zwykła recenzja”, ponieważ po prostu nie wiem jak taką napisać. Specjalnie nie przeglądałem żadnych materiałów przed stworzeniem tego wpisu, chciałem mieć coś innego, własnego. Szczególnie, że stosunkowo często spotyka się recenzje typu: zawartość pudełka, wykonanie, zasady gry, wrażenia z rozgrywki, ocena. I takie teksty też są potrzebne! Można w nich znaleźć zwięźle wypisane informacje, których się szuka, zamiast czytać czyichś historii życiowych. Ale w moim przekonaniu przy takim zalewie informacji jaki jest w internecie dobrze byłoby się czymś wyróżniać.
Zanim przejdę do właściwego tekstu to chciałbym przekazać wszystkim blogerom mój pełen podziw. Nigdy bym sobie nie pomyślał jak trudno jest w ogóle zacząć tworzyć taki wpis, dopóki nie spędziłem prawie trzech godzin patrząc w ekran. Co chwilę, po napisaniu jednego zdania, od razu wszystko kasowałem, bo wydawało mi się, że to nie jest “to”.
Szczerze chylę czoła i zapraszam do lektury.


Pierwszą styczność z “Łowcami” miałem kiedy trafili do sklepu z grami planszowymi, w którym pracuję. Cóż za niespodzianka, prawda? Ktoś kto pracuje w sklepie z grami planszowymi piszę na blogu o takiej tematyce. Można by rzec, że było to nieuniknione.
Po przeczytaniu pudełka zacząłem szukać jakichś informacji na temat gry, ale wtedy za dużo tego jeszcze w sieci nie było, a grafiki w trochę komiksowym stylu + zachęcający opis na pudełku sprawiały, że z dnia na dzień coraz bardziej chciałem przetestować tę pozycję. A jako typowy gracz-student oczywiście, nie chciałem wykładać gotówki na stół, w końcu nigdy do końca nie wiadomo co kryje się w środku. Może to nie byłby dobry zakup?

Na szczęście z opresji wybawiła mnie nasza sklepowa wypożyczalnia, kiedy po jakimś czasie zawitał do nas egzemplarz. Nawet miałem przyjemność go rozpakować – to jest coś co moim zdaniem człowiekowi nigdy się nie nudzi, nawet jeśli ma pokaźną kolekcję gier i już się naotwierał w życiu pudełek.
Zawartość okazała się bardzo przyzwoita, mamy zestaw kryształów różnych rozmiarów do wydobywania z kopalni, zestawy kart najemników i kart artefaktów i małą planszę, która robi za podstawę podwójnej piramidy (niestety trochę giętką, najprawdopodobniej z uwagi na mały rozmiar, ale wyrobi się po kilku rozgrywkach).
Jako długoletni gracz Magic: the gathering oczywiście zacząłem od kart i od razu przystąpiłem do krytycznej oceny obrazków na kartach. Jak na razie pozytywnie, frakcje się dobrze trzymają własnych tematyk.  Słowo “klimatyczne” ciśnie się na usta, a do tego komiksowy styl rysunku sprawił, że całość była jednolicie utrzymana, z lekkim przymrużeniem oka.
I właśnie tu pojawił się pierwszy problem w moich oczach, ponieważ właśnie z tym lekkim przymrużeniem oka były też nazwy. Czytając je czułem się jakby ktoś na siłę próbował tłumaczyć żarty słowne z angielskiego na polski. Mu’shell, Fish’bean, Terronie, Floraki? Trochę mnie to zniechęciło, z uwagi, że to raczej nie w moim stylu, ale zabrałem się do czytania instrukcji.

Okazało się, że gra bazuje na sprawdzonej mechanice “w turze możesz wykonać takie akcje, wybierz dwie różne” z elementami hand management, co od razu przyciągnęło moją uwagę.
Podczas rozgrywki można rekrutować najemników, zagrywać ich aby wykorzystać specjalne zdolności, kupować artefakty i fedrować. Wiem, że się czepiam, i sam wcześniej pisałem, że dobrze jak coś się wyróżnia w tłumie, ale tę akcję uznałem to za kolejną perełkę. Od razu pomyślałem: “nie mogli tego nazwać po prostu wydobywaniem kryształów?”. No mniejsza i tak później gracze wymyślają własne nazwy na różne elementy i czynności w grach, tutaj nie było inaczej.
Oprócz tego mamy jedną akcję specjalną, która zastępuje obie akcje podstawowe w naszej turze – jest to najazd na bazę przeciwnika, ale o tym później.
Instrukcja okazała się się przejrzysta i o przyzwoitej długości, więc dość szybko ją przeczytałem. Na bardzo duży plus jest dokładny opis wszystkich kart najemników na końcu, często się do tego sięga na początku przygody z “Łowcami”.
Pierwsza rzecz, która mnie zaskoczyła, to fakt, że podczas gry nie ma czegoś takiego jak “dobieranie kart”. Musiałem ze dwa razy przekartkować instrukcję, żeby się upewnić. Przecież z wszystko płaci się kartami najemników.
Chcesz jakiegoś rekrutować? To zagraj innego z niższego poziomu piramidy.
A może kupić artefakt? Koszt trzeba opłacić zagrywając karty z siłą równą lub większą od kosztu.
Fedrowanie? Jak wyżej, a jeszcze do tego najemnicy muszą być w jednym kolorze, masakra.

Dopiero po chwili mnie uderzyło: a co z tą dodatkową akcją najazdu na inną bazę? I to właśnie ona dopełniła mechanikę “Łowców” dając nam silnik zdobywania większej ilości kart i jednocześnie dosyć ciekawą możliwość interakcji z innymi graczami.
Gra w skrócie wygląda tak: wszystkie karty najemników zagrane w turze układamy w jeden stos, kolejność ma znaczenie, ponieważ na początku następnej kolejki wierzchnia karta najemnika z bazy, tzw. lider, aktywuje swoją zdolność specjalną. To pozwala na kręcenie ciekawy kombosów pomiędzy różnymi kartami najemników, artefaktami i normalnym wykonywaniem akcji.
Jeśli chcemy kogoś zaatakować, to wracamy mu na rękę lidera i zabieramy karty najemników z jego bazy dopóki nie osiągniemy limitu kart na ręce.
To sprawia, że karty w interesujący sposób przechodzą ciągle z ręki do ręki. Ponadto ataki umożliwiają nam przeszkadzanie przeciwnikowi, bo lider wraca graczowi na rękę i potencjalnie nie będzie mógł przez to wykonać zaplanowanych akcji. Jeśli się chce można nawet zaatakować naszą własną bazę. W ten sposób tracimy co prawda aktywację lidera, ale odzyskujemy zagrane przez nas karty i uniemożliwiamy przeciwnikowi przejęcie naszych najemników.

Cała gra jest pełna takich jak wyżej niuansów, ponieważ podczas rozgrywki nie będziemy mieli dostępu to wszystkich frakcji najemników, więc trzeba kształtować strategię wokół tego co się trafi. Do tego karty artefaktów są dwustronne, a wybrać można oczywiście tylko jedną z nich. Dzięki temu każda gra wygląda inaczej, chociaż zauważyłem że są pewne schematy, oparte właśnie o artefakty co jest jednocześnie zaletą i wadą. Z jednej strony krzywa nauki podczas rozgrywki nie jest aż tak stroma, bo strategie oscylując wokół artefaktów są elastyczne i dalej zależą od dostępnych frakcji najemników, ale z drugiej strony takie trochę utarte schematy źle rzutują na rozgrywkę. To taki syndrom, grania w ten sam sposób jak już wiemy co dobrze działa.
Moim zdaniem “Łowcy” mogliby dużo zyskać na jakimś małym dodatku. Możliwe, że jakaś ekstra frakcja z zestawem kryształów i nowe karty artefaktów, kształtujące nowe strategie.
Na co po cichu liczę, twórcy w końcu wydając tę grę stworzyli uniwersum “Star scrappers”, więc byłoby miło zobaczyć jak to się rozwija.
Ciekawe wybory taktyczne, fajne niuansy w interakcji pomiędzy kartami i graczami, zmuszenie do dłuższego zastanowienia nad planem gry, kiedy nie ma dostępnej naszej ulubionej frakcji sprawiają, że “Łowcy kryształów” to gra, do której lubię wracać. Podczas rozgrywki cały czas trzeba patrzeć co się dzieje na stole. Nie można się na chwilę zapomnieć, bo wystarczy, że zagramy coś w złej kolejności, a da to przeciwnikowi szansę na przejęcie kontroli nad partią
A jednocześnie nie jest bardzo skomplikowana, więc zasady można szybko wytłumaczyć nowym graczom i od razu usiąść do gry.
Nie wiem czy to pozycja, po którą można ciągle sięgać, ale nazywanie tego fillerem jest moim zdaniem niesprawiedliwe, bo wydaje mi się, że sufit jest potencjalnie dość wysoki.
Więc jeśli ktoś sobie ceni gry pomiędzy tymi łatwymi, a tymi już trudniejszymi to “Łowców”  serdecznie polecam.

Dziękuję wydawnictwu FoxGames za przekazanie egzemplarza recenzenckiego!

Zapraszam do kolejnych recenzji już wkrótce, a jeśli chcesz być na bieżąco to polub stronę na Facebooku!

 

Author: Jakub

Kuba od lat pasjonuje się grami planszowymi, grami wideo i komiksami. Przez jakiś czas pracował w sklepie z planszówkami, prowadził prelekcję, a także zajęcia z gier dla dzieciaków. Uwielbia opowiadać i dzielić się wiedzą o grach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *